Freitag, 26. Januar 2018

Przebudzenie ("Kartka miłości")

W swoim buduarze Izabela Łęcka miała „Kartkę miłości” Emila Zoli, którą podczytywała w przerwach między rozmyślaniami o konieczności sprzedaży serwisu i kamienicy a marzeniami o nowej toalecie na wielkanocną kwestę. Pomyślicie: co? Zola, ten skandalista grzebiący się w społecznych brudach, na stoliku panny na wydaniu? Dziwny pomysł miał ten Prus.

Samotność w wielkim mieście

Trzydziestoletnia Helena po śmierci męża przenosi się do Paryża, gdzie w peryferyjnej dzielnicy prowadzi samotnicze życie z córką, Joasią. Odwiedzają ją jedynie dwaj starzy znajomi: ksiądz Jouve i jego brat, Rambaud. Kiedy pewnej nocy dziewczynka dostaje ataku, zrozpaczona matka przebiega okolicę w poszukiwaniu lekarza, aż wreszcie trafia do doktora Deberle. Lekarz czuwa wraz z matką przez całą noc przy łóżku dziecka, aż wreszcie niebezpieczeństwo mija. Wdzięczna kobieta składa wizytę w domu doktora, poznaje jego żonę i jako sąsiadka zostaje zaproszona do składania wizyt w ogrodzie doktorostwa. W miarę upływu czasu więzi między oboma domami się zacieśniają, a Helena odkrywa, że doktor Deberle coraz bardziej ją pociąga.

Pragnienie miłości

Prostolinijną, uczciwą Helenę to niespodziewane uczucie jednocześnie odstręcza i kusi. Po latach uśpienia następuje przebudzenie, przemożne pragnienie miłości. Buntuje się przeciwko niemu, bo w życiu nie splamiła się niczym niestosownym, a jednocześnie nie może się oprzeć rodzącemu się uczuciu, które ostatecznie zwycięża. Kobieta przestaje się bronić, odrzuca rozsądek, mierzi ją własna prawość, która nie przyniosła jej nic oprócz chłodu. Ostatecznym przełomem jest odkrycie, że mieszczański świat, którego potępienia się bała, gdyby złamała zasady, przesiąknięty jest obłudą i za fasadą pozorów nikt nie dba o moralność. Jednak oddanie się uczuciu przynosi pani Grandjean rozczarowanie i wielką tragedię.

Skromna galeria bohaterów

Drugą obok Heleny główną bohaterką książki jest jedenastoletnia Joasia, jej córka. Dziewczynka wątła, nerwowa, wychowywana w domu, z dala od świata i rówieśników, którą każde większe wzruszenie czy przeżycie wprawia w ekstazę, a potem w chorobę. Ma ataki podobne do epileptycznych, zmienne nastroje, kocha matkę do szaleństwa i do szaleństwa jest o nią zazdrosną; wykorzystując swe słabe zdrowie potrafi manipulować i Heleną, i całym otoczeniem. Reszta postaci jest bardziej niż bezbarwna: o Henryku Deberle wiemy, że jest bogaty z domu i oddany pacjentom, jego żona Julietta to „rozgadana sroka”, ksiądz Jouve i Rambaud to dwaj poczciwcy. Na tym tle wyraziściej wypada służąca Heleny, Rozalka, i jej narzeczony, których proste uczucie kontrastuje z miłosnymi rozterkami pani Grandjean, a nawet chytra nędzarka, matka Fétu.

Paryż – obojętny, ogromny, nieogarniony

Jest jeszcze inny bohater: Paryż, a właściwie jego panorama rozciągająca się z okna mieszkania Heleny. Do samego miasta panie Grandjean nie jeżdżą, nie znają jego budynków i gwaru, oglądają za to metropolię o różnych porach dnia i roku, w słońcu, deszczu, we mgle i śniegu, o poranku i o zmierzchu. Paryż jest pociągający i odpychający, miły i straszny, kuszący i przerażający, a to, jak go postrzegają, zależy od ich własnego nastroju i nastawienia wobec świata. Opisy miasta, wciąż tego samego jego wycinka, punktują, podsumowują kolejne wydarzenia w życiu Heleny i Joasi, chociaż sama stolica pozostaje obojętna na losy ludzkich drobin: „Paryż [...], ten towarzysz wszystkich owych chwil, niemy świadek uśmiechów szczęścia i łez, które zdawały się spływać wraz z falami Sekwany, pozostał nieczuły i zachował pogodę swego olbrzymiego oblicza. Czasem [Helena] czuła w nim okrucieństwo potwora, czasem łaskawość dobrotliwego olbrzyma. Teraz wiedziała, że nie znała go nigdy, był obojętny, ogromny, nieogarniony – jak życie”.

Niewinny naturalista

Trzeba przyznać, że na tle innych powieści Zoli „Kartka miłości” wypada zaskakująco niewinnie, na tyle, by mogła znaleźć miejsce w pokoiku panny Łęckiej. Główny nacisk położony jest na wątek uczuciowy, niezbyt odkrywczy: dwoje ludzi połączonych u wezgłowia chorego dziecka, duszne rozterki kobiety, melodramatyczne sceny, tragiczny finał... Czyta się bez przykrości, nawet z zainteresowaniem, ale brakuje tu ostrych diagnoz, jakie stawiał Zola społeczeństwu, tego wnikliwego spojrzenia odkrywającego rzeczy ukryte za zasłoną pozorów. Pazur autor widać jednak w opisach zmiennego Paryża, kinderbalu u doktorostwa, w studium miłości Rozalki i Zefiryna, scenach z kościoła czy wreszcie w epizodach choroby Joasi (swoją drogą, uwielbiam ten moment w jakże wielu powieściach, gdy doktor, chwytając chorego za przegub, oznajmia tonem grobowym: „Jeżeli w ciągu godziny [...] nie oprzytomnieje, to koniec”, a potem ordynuje przystawienie pijawek jako ostatniego środka ratunku. Warto też jednak zwrócić uwagę na to, że po raz kolejny Zola wraca do kwestii dziedziczności: w rodzinie Heleny występowały choroba psychiczna i suchoty, więc matka boi się, że ujawnią się u Joasi). „Kartka miłości” będzie idealna na początek dla tych, którzy chcieliby przeczytać coś Zoli, a niekoniecznie chcą od razu zanurzać się z głową w bajoro ludzkiej małości, z takim upodobaniem zgłębiane przez pisarza. Może być też znakomitą odtrutką na współczesne powieści romansowo-obyczajowe.

Emil Zola, Kartka miłości, tłum. Katarzyna Witwicka i Leszek Koyorć, Państwowy Instytut Wydawniczy 1958 [Rougon-Macquartowie, t. 8]

O "Kartce miłości" pisały też: Filety z Izydora, Guciamal i Koczowniczka.

Keine Kommentare:

Kommentar veröffentlichen